Pielgrzymki Menu : Wyprawa na Białoruś , Rosja , Litwa

01.11.2012 r.

Kronika:

 

 

03.08.2012 r. - piątek

Trzcianka - Grodno

 

            Wyjazd z Trzcianki zaplanowany był na godzinę 10.00. Wsiadamy do 20-osobowego autobusu na placu przykościelnym przed plebanią. Jest nas 11 osób, dlatego rozmieszczamy się pojedynczo i jest dużo miejsca na bagaże. Ksiądz Jan Steckiewicz Białej przywiózł swoją gospodynię odmówił z nami modlitwy, pobłogosławił na drogę i o godzinie 10.15 wyjechaliśmy.

            Skład naszej pielgrzymki przedstawiam w kolejności jak siedzimy w autobusie:

Kierowca        - Zbigniew Borowski            Złotów

Pilot                - Edwin Klessa                     Trzcianka

II pilot            - Jadwiga Witkowska            Trzcianka

Pasażerowie    - Przemysław Olenderek       Poznań

                        - Elżbieta Żydowicz              Kuźnica Czarnkowska

                        - Maria Nowakońska           Biała

                        -Wiesława Łazanowska        Trzcianka

                        - Anna Hlebionek                 Trzcianka

                        - Bernarda Grzeszczak          Biała

                        - Jadwiga Pawłowska           Trzcianka

                        - Walentyna Łopato              Trzcianka

                        - Urszula Henszke                 Trzcianka

Jest pochmurny, ale ciepły dzień. Jedziemy do Nakła, gdzie przedstawiciel Biura Podróży Novum Travel, współorganizatora naszego wyjazdu, ma dostarczyć nasze paszporty z rosyjską wizą. Na stacji czeka na nas sam szef Biura z informacją, że paszporty jeszcze jadą i zostaną dostarczone na obwodnicy Bydgoszczy. Wręcza nam foldery o Białorusi.

W umówionym miejscu odbieramy paszporty. Przed Toruniem zaczyna padać deszcz, im dalej na wschód tym bardziej pada, jedziemy przez Lipno, Sierpc, Dopiewo w Ciechanowie bez deszczu. Mimo tej pogody w autobusie atmosfera jest słoneczna. Mijamy Ostrów Mazowiecki, Białystok, Sokółkę i stajemy na granicy w Kuźnicy Białostockiej o godzinie 21.45.

Po polskiej stronie odprawa przebiega sprawnie, schody zaczynają się u Białorusinów. Wpierw bramka, gdzie nas liczą i z kartką odprawiają dalej. Później stoimy i czekamy aż ktoś raczy do nas podejść, choć kolejki nie ma. Wreszcie zabierają paszporty i znowu czekamy bardzo, bardzo długo. Oddają paszporty i z kolei czekamy na celnika, całe szczęście, że nie rewidują nam bagaży, ale to czekanie - koszmar. Opuszczamy granicę o godzinie 23.00.

Tylko 15 kilometrów do Grodna, gdzie w hotelu Białoruś zatrzymujemy się na nocleg. Pokoje 1 i 2 osobowe, ale wystrój nieszczególny, chodniczki na podłodze wystrzępione, łazienki z prysznicami na gumowej rurce i ruchoma umywalka - biedniutko. Nic to, każdy z nas po całodziennym siedzeniu w autobusie wyciąga się wygodnie na łóżku.

 

 

04.08.2012 r. - sobota

Grodno - Wasiliszki Stare - Wasiliszki Nowe - Wawierka - Lida - Nowogródek

 

O godzinie 8.00 zbieramy się na śniadaniu - wygląda jak przystawka, a chleba to naprawdę pożałowali, kto miał jeszcze jakieś kanapki z domu ten nie zginął.

W recepcji czeka na nas Nazaretanka siostra Nazaria Miklasz - będzie naszą przewodniczką po Grodnie, więc niezwłocznie wyruszamy. Pierwszy jest pomnik Elizy Orzeszkowej, to popiersie pisarki umieszczone na cokole - napis jest w języku polskim. Nieopodal stoi jej dom, to piękny biały dworek mieści się tu obecnie muzeum, jednak w soboty nieczynny, więc możemy jedynie zrobić zdjęcie.

Zaraz za dworkiem wznosi się cerkiew Pokrowska zbudowana w 1907 roku, a obok pomnik mniszki Eufrozyny Połockiej, pierwszej świętej prawosławnej.

Kierujemy się do centrum miasta, wchodzimy na duży plac z ławeczkami, krzewami i kwiatami, a na końcu stoi piękny barokowy kościół. Jest to katedra pw. świętego Franciszka Ksawerego, pierwotnie kościół jezuicki z XVII wieku. Dwustronne schody prowadzą do wewnątrz - wystrój wspaniały, świątynia była cały czas czynna. Znajduje się tu obraz Matki Boskiej Kongregackiej tzw. Studenckiej, jak opowiada s. Nazaria, modlili się przed nim szczególnie studenci z pobliskiego uniwersytetu w czasie sesji egzaminacyjnej. Był pożar świątyni, który strawił ołtarz główny i część nawy, ale obrazu nie tknął, teraz wnętrze jest odnowione. Obok katedry było kolegium jezuickie, teraz jest ciężkie więzienie.

Naprzeciw katedry po drugiej stronie placu stała fara, ale władza sowiecka stwierdziła, że dwa kościoły na jednym miejscu to za dużo i zburzyli ją - teraz rosną drzewa. Grodno jest bardzo zielone, dużo parków, w jednym z nich stoi Dom Kultury - biały gmach pomyłkowo ustawiony przodem do tyłu.

Wchodzimy na teren dawnej dzielnicy żydowskiej, było tu getto w czasie II wojny światowej, można dostrzec na budynku gwiazdę Dawida i napis w języku hebrajskim. Synagoga z 1899 roku - budynek zupełnie zniszczony przez pożar, trwa remont finansowany przez Żydów.

            Dochodzimy do brzegu rzeki Niemen, gdzie na wysokiej skarpie wznosi się Stary Zamek z końca XIV wieku. Biała, jednopiętrowa budowla z małymi okienkami. Odbywało się tu wesele księcia Witolda, pomieszkiwał też król Władysław Jagiełło, a doczesne życie zakończył królewicz św. Kazimierz i król Stefan Batory.

            Naprzeciw stoi Nowy Zamek zbudowany w czasie panowania Sasów. Budynki z czerwonej cegły otaczają okrągły dziedziniec - tu został podpisany trzeci rozbiór Polski. W dole Niemen toczy swe błękitne wody, tak jak w czasach potęgi, ale i upadku Rzeczypospolitej.

            Krętymi ulicami, przez wzgórza i doliny przepięknego Grodna idziemy dalej. Mijamy budynek straży pożarnej, a zwraca naszą uwagę malowidło na ścianie, gdzie wśród grupy osób jest kobieta w strażackim mundurze z twarzą Mony Lisy Leonarda da Vinci.

            Znów jesteśmy nad brzegiem Niemna, ale w dolinie, przed cerkwią świętych Borysa i Gleba z XI wieku, której połowa w czasie powodzi w 1853 roku osunęła się wraz ze skarpą i została uzupełniona drewnianymi ścianami. Na części murowanej widać krzyże - tak charakteryzowała się grodzieńska szkoła architektury. Obok stoi budynek plebanii, nowy i bardzo ładny oraz kamień z napisem: "Dawidowi Grodzieńskiemu około 1287-1326 za obronę przed Krzyżakami".

            Wewnątrz cerkwi wiszą tylko obrazy i obrazki, między nimi obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej bardzo czczonej przez prawosławnych, a wcześniej była to świątynia unicka. W ścianach tkwią otwarte rury - to pierwotne nagłośnienie.

            Jest godzina 11.30, zatrzymujemy się w parku na ławeczkach, panowie poszli po autobus, a my rozmawiamy z panią, która zamiata alejki. Okazuje się, że zamiatanie ulic to bardzo intratna praca, dostaje się ją tylko po znajomości. Na Białorusi droga jest żywność, natomiast media bardzo tanie, po żywność i odzież jeżdżą do Polski.

            Już z autobusu siostra Nazaria pokazuje nam budynki Wyższego Seminarium Duchownego, kościół i klasztor Brygidek, klasztor Nazaretanek. Mijamy duże miejskie targowisko, ale towary są rozstawione również na chodnikach.

            Wchodzimy na cmentarz katolicki, ogrodzony, bardzo duży teren z pagórkami, przepiękne stare nagrobki. Zatrzymujemy się przy grobie Elizy Orzeszkowej, na płycie napis: "W Tobie ja samym Panie, człowiek smutny nadzieję kładę - Ty racz o mnie radzić Jan Kochanowski". Niżej: Eliza Orzeszkowa - Nahorska i mąż Stanisław 1841-1910 1826-1896. Jeszcze chwilę stoimy przy kwaterze sióstr Nazaretanek i wracamy do autobusu.

            Żegnamy piękne Grodno i jedziemy na wschód, aby o godzinie 14.20 zatrzymać się w miejscowości Wasiliszki Stare przed olbrzymim czerwonym kościołem. Jest to piękny neogotycki kościół pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła, budowany w latach 1897-1903. Dwie smukłe wysokie wieże, nad wejściem fresk ze sceną Przemienienia Pańskiego. Obok krzyż z napisem: "1905 - 2005 Pamięci fundatorów tutejszego kościoła w 100 lecie konsekracji Prawnuki".

            Wewnątrz piękne witraże i ciekawe płaskorzeźby drogi krzyżowej - są bardzo szerokie i przedstawiają dużą grupę ludzi. Z lewej strony niespotykana nigdzie dotąd Kaplica Miłosierdzia, wchodzi się jak do jaskini, wszędzie białe nacieki skalne. Na zewnątrz kaplicy miniatura Jerozolimy i droga na Golgotę.

            Na ścianach kościoła freski przedstawiające proroków, a przy filarze figura św. Piotra z brązu, kopia tej z Bazyliki Watykańskiej. Jest też tablica pamiątkowa Czesława Niemena - przecież to jego rodzinna wieś, tu śpiewał w kościelnym chórze.

            Stoimy przed domem, w którym urodził się i mieszkał do 1958 roku Czesław Niemen Wydrzycki. Dom jest drewniany, teraz odnowiony, otacza go drewniany parkan i grządki kwitnących gladioli i floksów. Po wyjeździe Wydrzyckich do Polski dom zajmował nauczyciel, później był tu sklep. 12 lat stał pusty i popadł w ruinę, dopiero dwa lata temu w sierpniu utworzono muzeum.

Jak opowiada kustosz, przyjeżdżają tu miłośnicy Niemena nie tylko z Polski, ale i świata. W pokoju stoi łóżko, szafa, kanapa, stół, pianino - to nie są oryginalne sprzęty. Takie były w mieszkaniu Wydrzyckich. Ściany zawieszone są zdjęciami, cały czas słyszymy piosenki Niemena puszczane z płyt CD. Czesław Niemen był bardzo przywiązany do tego miejsca. Pierwszy raz przyjechał w 1972 roku, później bardzo często wracał tutaj i spotykał się z sąsiadami i przyjaciółmi.

Dom w dalszej części jest urządzony tak jak dawniej, w tzw. Komorze stoją dwa łóżka i szafa, w kuchni sprzęty i duży piec z zapieckiem. Przedtem za domem stały zabudowania gospodarcze, ale rozebrano je - widocznie nie pasowały do muzeum. Gdy byliśmy tu w 2001 r. to te zabudowania gospodarcze jeszcze były. Wchodziliśmy do nich i bez trudu można było ustalić, gdzie była krowa, a gdzie były świnie. Pozostał sad owocowy, z którego kustosz, siostra, Jagoda i Edwin nazbierali dla nas jabłek.

            Kilka kilometrów dalej jest wieś Wasiliszki Nowe, zatrzymujemy się przed biało-żółtym kościołem pw. św. Jana Chrzciciela. Późnobarokowa świątynia z 1769 roku, obok stoi piękny pomnik Jana Pawła II. Wnętrze rozświetlają bardzo ładne witraże, reszta biedna, obrazy malowane przez domorosłych artystów. Będzie ślub, więc jest przystrojony, a dziwnie dla nas, bo w kolorze biało-czerwonym. Samochody, którymi przyjechał orszak też w tych kolorach. Cały teren wokół kościoła jest ładnie zagospodarowany, rosną ładne krzewy i dużo kwiatów. W bocznej nawie kościoła stoi trumna na katafalku używana podczas nabożeństw żałobnych - tak jak dawniej u nas - z napisem "Dziś mnie, jutro Tobie".

            O godzinie 16.20 jesteśmy w miejscowości Wawierka przed cmentarzem. Brama z czerwonej cegły, a na niej napis: "Tu kres podróży, tu koniec bied". Cmentarz to olbrzymi las sosnowy, w środku kwatera grobów żołnierzy AK z dowódcą por. Janem Piwnikiem "Ponurym", poległym pod Jawłoszami 16.06.1944 roku, ekshumowanym w 1945 roku do klasztoru oo. Cystersów w Wąchocku.

            Podjeżdżamy pod kościół pw. Przemienienia Pańskiego. Biały z bardzo czerwonym dachem, wnętrze bardzo skromne Siostra Halina Baturla ze Zgromadzenia Misjonarek Chrystusa Króla zaprasza nas do pomieszczeń obok kościoła na herbatkę. Tutaj są tyko dwie siostry, więcej jest w Nieświeżu. Wszędzie widać kobiece ręce- teren bardzo zadbany i mnóstwo kwiatów. Jagoda z Edwinem byli już u tej siostry w poprzednich latach i oddali jej haft, który siostra Halina dała na konkurs artystyczny organizowany w Trzciance z okazji dorocznych Tygodni Kultury Chrześcijańskich.

            Jest godzina 18.00. Stoimy Lidzie przy farze - to barokowy kościół pw. Podwyższenia Krzyża św. z 1770 roku. Wewnątrz bardzo ładnie, jasno - ażurowa ambona, kryształowe żyrandole. Obok kościoła stoi pomnik Franciszka Skoryny, tłumacza Biblii na język rosyjski.

            Tutaj spotykamy się z Aleksandrem Siemionowem, opozycyjnym działaczem polonijnym w Lidzie. Z pochodzenia Rosjanin, Polak z wyboru (babka była Polką), ożeniony z Polką, pięknie mówi po polsku i tak również działa w tutejszym środowisku. Tutejsi Polacy tak jak w całej Białorusi są podzieleni i to jest złe. Aleksander Siemionow był kilka razy w Trzciance u Edwina, z kolei Jagoda z Edwinem też kilka razy odwiedzali go w Lidzie. W Bibliotece Parafialnej w Trzciance jest książka Aleksandra Siemionowa zatytułowana "Polak z wyboru".

            Aleksander już z autobusu pokazuje nam ciekawe obiekty Lidy. Miasto jest duże, piękne, odrestaurowane dzięki funduszom, które otrzymali na zorganizowanie państwowych dożynek. Mijamy ruiny Zamku z 1330 roku, przebywał tu Witold i syn Jagiełły. Widzimy kolejno kościół Pijarów, pomnik Mickiewicza postawiony 33 lata temu, dawne Gimnazjum Chodkiewicza, Dom Polski (ten rządowy) i zatrzymujemy się pod starym, już nieczynnym katolickim cmentarzem.

            Wykoszoną z zielska ścieżką, pośród rozwalonych nagrobków, przechodzimy do kwatery polskich lotników z 1920 roku, którzy zginęli w bitwie nad Niemnem. Nad grobami góruje obelisk postawiony w 1990 roku, na nim orzeł ze złamanym skrzydłem.

            Do Nowogródka przyjechaliśmy o godzinie 19.00, mamy bazę u sióstr Nazaretanek. Wita nas s. Jeremia Kulikowska - obie z s. Nazarią w kwietniu br. Na zaproszenie Biblioteki Parafialnej brały udział w XXIX Tygodniu Kultury Chrześcijańskiej w Trzciance.

            Pokoje są kilkuosobowe, ale s. Jeremia rozmieszcza nas po jednej lub dwie osoby - komfort. Korytarz bardzo szeroki, duże łazienki i olbrzymia jadalnia, gdzie spotykamy się na obiedzie. Zupa pomidorowa z ryżem, kotlet, mizeria, ziemniaki - jedzenie to było smaczne.

            Przy herbacie dowiadujemy się, że obok w Białej Farze trwają rocznicowe uroczystości błogosławionych sióstr Nazaretanek, które zostały zamordowane przez Niemców  1.08.1943 rok. Będzie koncert i nocne czuwanie młodzieży. Część osób wybiera się do kościoła, część do miasta, które jest mało oświetlone, senne, mało ludzi na ulicach, żadnych ogródków piwnych. Przez całą noc słychać młodzież, która ulokowała się do spania na korytarzu.

 

 

05 08.2012 r. - niedziela

Nowogródek - Zaosie - Kołdyczewo - Poruczyn - Horodyszcze - Karczewo - Tuchanowicze - jezioro Świteź - Nowogródek

 

            Kilka pań było w Farze na Mszy św. o godzinie 4.30. Odprawiał biskup Dziemianko z Pińska, bardzo uroczyście się odbywało. Na śniadanie zbieramy się o godzinie 8.00 i po pół godzinie jedziemy 5 kilometrów za Nowogródek, gdzie w lesie zostało rozstrzelanych 11 sióstr Nazaretanek. Kiedy Niemcy aresztowali i skazali na śmierć ponad 120 osób, siostry modliły się, aby to raczej one zginęły zamiast tych członków rodzin. Droga prowadzi 200 metrów w głąb lasu, gdzie stoi krzyż, tutaj do 19 marca 1945 r. był grób sióstr, później przeniesiono ciała i pochowano przy Farze. Kiedy rozpoczął się proces beatyfikacyjny, siostry spoczęły w sarkofagu wewnątrz kościoła. Odmawiamy dziesiątkę różańca i wracamy na Mszę św. o godzinie 9.30 do barokowej Fary Przemienienia Pańskiego (1719-1723), stojącej w miejscu drewnianego kościoła z końca XIV wieku ufundowanego przez księcia Witolda.

            Tutaj 12 lutego 1799 roku został ochrzczony Adam Mickiewicz i wisi cudowny obraz Matki Boskiej Nowogródzkiej, o którym pisze poeta w Inwokacji "Pana Tadeusza": "jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem, gdzie przez płaczącą matkę przed Twoje oblicze ofiarowany, martwą podniosłem powiekę.". Obok, nad sarkofagiem umieszczony jest obraz 11 sióstr, który wisiał na Bazylice św. Piotra w Watykanie, gdy Jan Paweł II w dniu 5 marca 2000 r. dokonywał beatyfikacji Sióstr Męczenniczek.

            Jest pełen kościół ludzi, liturgia Mszy św. po polsku, kazanie po białorusku. Po Mszy św. obeszliśmy kościół. Przed kościołem leży kamień, gdzie od 1045 r. do 27 września 1991 roku były pochowane siostry, a na murze wisi tablica głosząca, że w tej Farze w 1422 roku odbył się ślub Władysława Jagiełły z Zofią Holszańską.

Poszliśmy do Muzeum Mickiewicza, które jest zlokalizowane w dworku. Został on zrekonstruowany w tym miejscu, gdzie stał dom Mickiewiczów, który spłonął w pożarze w 1888 roku. Wewnątrz urządzony tak samo jak był w XIX wiek. Na ścianach portrety wieszcza i jego rodziny, w gablotach dokumenty, wydania dzieł z różnych okresów. Teren wokół dworku jest pięknie utrzymany, różnorodne kwiaty i rozłożyste krzewy białych hortensji.

W innym miejscu, na kwiecistym skwerze stoi pomnik Adam Mickiewicza, a obok wznosi się kopiec jego imienia, wysoki na 15 metrów i o średnicy podstawy 30 metrów, usypany został w latach 1924 - 1931.

Niedaleko już do wznoszącej się nad Nowogródkiem góry Zamkowej, nazwanej też górą Mendoga z ruinami zamku z XIII wieku, w którym w 1253 roku Mendog koronował się na jedynego w dziejach króla Litwy. Podnóże stromego zbocza góry jakby przytulona, stoi Biała Fara, a wokół panorama pięknego, zielonego miasta.

Na godzinę 13.30 wracamy do bazy na obiad i zaraz wyjeżdżamy do Zaosia. Tutaj - choć historycy nie są zgodni - 24 grudnia 1798 roku urodził się Adam Mickiewicz. Jest to skansen odtworzony w 1996 roku na podstawie zachowanych ilustracji. Tradycyjna, niezbyt bogata zagroda szlachecka z przełomu XVIII i XIX wieku, z domem mieszkalnym, piętrowym spichlerzem i innymi zabudowaniami gospodarczymi - drewniane, kryte strzechą. Jest też studnia z żurawiem.

Dyrektor Anatolij wita nas w sieni domu. Znowu Jagoda z Edwinem wspominają z nim poprzednie wizyty w Zaosiu i pytają się co jest z planami budowy hotelu, dużego parkingu i całej infrastruktury, w czym miał ułatwić wiceminister kultury Białorusi, a kolega dyrektora Anatolija. Dyrektor jednak stwierdził, że nic z tych planów nie będzie, bo jego kolega już nie jest wiceministrem. Mówi do nas po białorusku, trochę, a nawet czasami bardzo, przekręcał historię, ale dowcipnie i ciekawie opowiadał, oprowadzając nas po muzeum. W pomieszczeniach prezentowana jest ekspozycja pod tytułem "Powrót Pana Tadeusza" i przedstawia życie mieszkańców dawnego dworu.

Anatolij wyciągnął z szafy strój szlachecki i pozwolił Przemkowi i Edwinowi pozować w nim do zdjęć.

Obszerna sień ozdobiona jest bronią i trofeami myśliwskimi, następnie jadalnia z długim stołem, apteczka zawieszona jest suszonymi ziołami, stoją butelki z nalewkami, za nim sypialnia kobieca, zwana buduarem. Ostatnim pomieszczeniem jest kuchnia, która odgrywała bardzo ważną rolę w życiu mieszkańców dworu.

Kiedy ogląda się to wszystko ogarnia jakaś nostalgia, nic dziwnego, że Mickiewicz tęsknił w "Panu Tadeuszu":

"Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie

Święty i czysty jak pierwsze kochanie,

Ten kraj szczęśliwy, ubogi i ciasny,

Jak świat jest boży, tak on był nasz własny!"

            Przed domem kwitną wysokie malwy i róże, które dyrektor przywiózł z Warszawy. Nieopodal rośnie lipa, ta sama, o której poeta wspomina:

"Od lipy, która koronę wspaniałą

Całej wsi dzieciom używa cienia."

            Został z niej tylko bardzo gruby pień i kilka zielonych gałęzi, ale żyje, otoczona chruścianym płotem. Wcześniej w miejscu skansenu leżał kamień z napisem w języku polskim, że tu urodził się Adam Mickiewicz, teraz na tym kamieniu jest tylko wyryta data 24.XII.1798.

            Wracamy w stronę Nowogródka i zatrzymujemy się w miejscowości Kołodyczewo, gdzie stoi pomnik ofiar niemieckiego obozu śmierci w latach 1942-1944, gdzie ginęli katolicy, prawosławni, Polacy, Żydzi i Romowie. Komendantem obozu był Niemiec Fritz Jorn, natomiast cała pozostała obsada obozu składała się z Białorusinów.

            Następny przystanek to Horodyszcze, gdzie w kościele pw. Różańca NMP z 1640 roku znajduje się tablica ufundowana przez Edwarda Dubrawskiego z Trzcianki zawierająca wykaz zamordowanych w obozie w Kołdyczewie. Niestety, kościół jest zamknięty i tylko zza krat widać fragment tablicy.

            Zbaczamy z głównej drogi, mijamy wieś Korczewo, aby dotrzeć do leżącego w leśnym wąwozie Kamienia Filaretów. Otrzymujemy informację, że nie dojedziemy tam naszym autobusem i musimy dojść pieszo, ale nasz kierowca ustawia pojazd tyłam i cofając wjeżdża do wąwozu. Byliśmy pełni podziwu, to był odcinek ponad kilometrowy bardzo złej drogi.

            Przy głazie narzutowym o wymiarach 4,00x3,00x1,90 metra spotykał się Adam Mickiewicz z Tomaszem Zanem i innymi członkami tajnego Związku Filaretów. Kamień jest olbrzymi, jednak niektóre panie wdrapują się na górę, aby mieć piękne zdjęcie.

            Stąd już niedaleko do Tuchanowicz, gdzie mieszkała Maryla Wereszczakówna. Po dworze nie ma śladu, pozostał tylko park, a w nim cztery zrośnięte ze sobą 200-letnie lipy. Stała tu altana otoczona lipami, w której spotykała się Maryla z Adamem Mickiewiczem, drzewa te słyszały szepty zakochanych.

            Wracamy znów główną drogą by wjechać do wsi Poruczyn, gdzie samotnie mieszka ponad 90-letni wujek Jadwigi. Wieś jest bardzo duża, ale wymarła, wzdłuż drogi otoczone sadami stoją drewniane, stare domy, ale puste. W nielicznych, niezarośniętych pokrzywami żyją starzy ludzie. Stajemy przy drewnianej, niebieskiej cerkiewce, Jadwiga idzie do wujka, reszta rozsiadła się na trawie.

Stąd już niedaleko do jeziora Świteź, tak pięknie opisanego przez Mickiewicza. Otoczone lasami, prawie okrągłe jezioro o wymiarach 1700 x 1600 metrów jest obecnie kąpieliskiem dla mieszkańców odległego o 40 kilometrów Nowogródka. Głośna muzyka i gwar plażowiczów nie pozwalają wyobrazić sobie tej tajemniczości jeziora, tylko napis na kamieniu przywraca do przeszłości:

            "Jakiż to chłopiec piękny i młody?

            Jaka to obok dziewica?

            Brzegiem sinej Świtezi wody

            Idą przy świetle księżyca"

            Tylko Ela i Przemek korzystają z kąpieli, woda jest ciepła, płytki brzeg pozwala pójść daleko w głąb. Edwin zabiera do łódki Walę i Jadwigę i wiosłuje aż na środek jeziora.

            Powoli brzeg pustoszeje, zachodzi słońce, może należałoby poczekać aż wzejdzie księżyc, a wtedy zobaczylibyśmy Świteziankę? Jednak przyziemnie myślimy już o kolacji, jaka czeka nas w Nowogródku.

 

06.08.2012 r. - poniedziałek

Nowogródek - Hruszówka - Nieśwież - Mir - Połoneczka - Iszkołdź - Nowogródek

 

            Poranek wita nas nieciekawie, wieje wiatr, pada deszcz, jest chłodno. Po śniadaniu o godzinie 8.45 wyjeżdżamy znów na południe aż za Baranowicze.

            Hruszówka - tutaj urodził się i zmarł Tadeusz Rejtan, poseł nowogródzki na sejm, który w słynnym geście przedstawionym na obrazie Jana Matejki, próbował nie dopuścić do I rozbioru Polski. Wjeżdżamy piękną aleją lipową, widać tylko słupki i resztki ogrodzenia. Piękny drewniany dwór z końca XIX wieku (został zbudowany na podmurówce domu, w którym urodził się Tadeusz) jest w ruinie, otwory okienne zabite deskami, brak drzwi, rozbite schody, we wnętrzu nie ma nic. Obok oficyna zwana "murowanką" - tutaj mieszkał do samobójczej śmierci chory umysłowo Rejtan, jeszcze gorsza ruina. Wszystko zarastają krzewy i pokrzywy, rozpacz.

            Od dworu widać pod lasem neogotycką kaplicę grobową Rejtanów. Podjeżdżamy tam. Postawiona przed I wojną światową posiada tylko mury bez dachu, podłogi nie ma, schody prowadzą do splądrowanej krypty, gdzie był pochowany ostatni właściciel Hruszówki Józef Rejtan i jego rodzice. Tadeusz Rejtan, jako samobójca był pochowany obok dworu, dopiero potomkowie uzyskali zgodę na złożenie prochów w poświęconej ziemi i pochowali w podziemiach kaplicy.

            Obok kaplicy pomnik w formie głazu z medalionem postawiony w 1994 roku przez Związek Polaków na Białorusi z napisem po polsku i białorusku: "Tadeusz Rejtan syn tej ziemi urodził się 20.08.1742 roku w Hruszówce i tu zmarł 08.08.1780 roku. Jako poseł nowogródzki na Sejm warszawski w 1773 roku protestował przeciwko zatwierdzeniu pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej Polskiej. Prześladowany za ten czyn, nieszczęście ojczyzny przepłacił zdrowiem, a później życiem. Był wzorem patriotyzmu dla wielu pokoleń Polaków. Cześć jego pamięci".

            Z Hruszówki niedaleko jest do Nieświeża, bardzo ładne, zadbane miasto. Zatrzymujemy się na parkingu koło kościoła, kiedy usłyszeliśmy wysokość opłaty to wyjechaliśmy i zatrzymaliśmy się w bocznej uliczce.

            Piękny barokowy biały kościół Bożego Ciała został ufundowany przez księcia Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła "Sierotkę" w latach 1584-1593. Tutaj w okresie 1622-1624 kaznodzieją i spowiednikiem był św. Andrzej Bobola. Obok kościoła stoi masywna czerwona dzwonnica.

            Wnętrze obszernego kościoła jest przepiękne, sama architektura z kolumnami i łukami zachwyca, a kiedy dodać freski i zdobienia - cudo. Po lewej stronie przed bocznym ołtarzem jest zejście do krypty grobowej Radziwiłłów. Wielkością jest trzecia w Europie, po królewskiej w Hiszpanii i Habsburgów w Austrii. Obecnie jest tu około 100 trumien, ostatnią urnę z prochami księcia Antoniego Radziwiłła zamurowano w ścianie grobowca w 2000 roku.

            Kilkaset metrów od kościoła jest słynny pałac Radziwiłłów. Przez żelazną, kutą pięknie bramą z herbem Radziwiłłów wchodzimy na porośniętą dwuszeregiem drzew, szeroką groblę prowadzącą do zamku, po obu stronach stawy. Murowany zamek zaczął budować Mikołaj Krzysztof Radziwiłł "Sierotka" w 1583 roku, później cały czas był modernizowany - to słynna w całej Europie siedziba książęcego rodu.

            Spustoszenia zamku dokonali w 1812 roku Rosjanie, z ruiny podniósł Antoni Radziwiłł w 1874 roku. Ostatnim właścicielem był Leon Radziwiłł do dnia 17 września 1939 roku, kiedy to do Nieświeża wtargnęli Sowieci. Po wojnie był tu szpital, a później sanatorium i kiedy byliśmy tu w 2001 roku zamek przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Z biało-żółtych kilku pozostałych budynków płatami odpadał tynk, kraty w oknach, żelazne sztaby na drzwiach, a co było wewnątrz można było tylko sobie wyobrazić. W otaczającym zamek parku sterczały półmetrowej wysokości pnie po ściętych drzewach. Dzisiaj przecieramy oczy ze zdumienia, przed nami wspaniały, przepiękny, w beżowej toni zamek, doprowadzony do stanu z 1939 roku. Po wielkich zniszczeniach, renowacji dokonano w 2010 roku z dotacji europejskiej i udostępniono do zwiedzania. Przez bramy wchodzimy na brukowany dziedziniec ze studzienką, wokół otacza cały ciąg budynków.

            Zwiedzanie rozpoczyna się od prawej oficyny, gdzie na piętrze wyeksponowano mapy, zdjęcia, rękopisy, listy, wykazy, akta, książki. Dalsze pomieszczenie to salon loży masońskiej.

            Wchodzimy do prawego skrzydła zamku, gdzie jest sala balowa - piękna podłoga, kolumny, żyrandole, lustra. Za nią jadalnia, na ścianach obrazy z widokami, okna osłonięte wspaniałymi kotarami. Sala magnacka, ściany zawieszone są portretami członków rodu w pozycji stojącej. Dalej jest sala kominkowa, wyłożona boazerią, wyściełane meble, tu też wiszą różne portrety. Sala gwieździsta, nazwę swą wzięła od sufitu z gwiazdą. Gabinet i sypialnia księcia, umeblowanie proste, prawie spartańskie.

            Wchodzimy do sali, w której witano gości, z niej schody prowadzą na piętro. Jest pokój Juliana Fałata z jego obrazami. Pokoje księżnej są przytulne, pięknie ozdobione. Następne pomieszczenia to już wystawione ekspozycje - arras, porcelana, srebro, szkło. W jednym są zabrane z kościołów lichtarze, kielichy, ornaty. Arsenał to wszelkiego rodzaju broń, zbroje, jest nawet armata.

            Z góry oglądamy kaplicę zamkową, jest wyłożona czarnym marmurem, taki sam ołtarz, w kącie stoi fisharmonia. Przed nami przepiękna sala myśliwska - wypchane niedźwiedzie, głowy łosi, głuszce, rogi, skóry, bardzo ładnie zostało to wyeksponowane. Dalej już tylko gabinet kolekcji minerałów, tutaj jak i w poprzednich pomieszczeniach piękne piece i kominki.

            Chwała Białorusinom, że odtworzyli to co było najpiękniejsze na tym terenie i udostępnili turystom. Jedynie co razi nas Polaków, to że napisy są tylko w języku białoruskim i angielskim - ani słowa po polsku.

            Wracamy do autobusu, po drodze możemy się posilić i kupić pamiątki, zrobiło się upalnie. Spotykamy się z panią Jadwigą Pawłowską, jej bratem i bratową. Rodzina przez dobę gościła panią Jadwigę u siebie pod Nieświeżem i teraz przywieźli z powrotem do naszego grona.

            Jedziemy na północ do miejscowości Mir. Nad brzegiem niewielkiego jeziora stoi olbrzymi zamek, prostokątna bryła zbudowana w latach 1506-1510, również odrestaurowana. Kiedyś była to posiadłość Radziwiłłów, później przeszła w ręce książąt Światopełk-Mirskich. Wchodzimy tylko na wybrukowany dziedziniec.

            Z tyłu zamku stoi kaplica grobowa z 1904 roku. Nad wejściem przepiękna mozaikowa ikona Chrystusa Pantokratora - do środka można wejść tylko za biletami. Jest tu też cerkiew, ale zamknięta. Zrobiło się bardzo gorąco, więc na parkingu chłodzimy się piwem i lodami.

            Podjeżdżamy jeszcze do miejsca, gdzie stoi budynek synagogi z 1896 roku - wygląda jak dom mieszkalny, okna zabite deskami. Obok była szkoła rabinowska, budynek jest bez okien i dachu.

            W połowie drogi między Mirem i Nieświeżem leży miejscowość Połoneczka, a w niej późno klasycystyczny pałac z XIX wieku zbudowany przez księcia Konstantego Radziwiłła. W nim kiedyś bardzo bogata kolekcja dzieł sztuki, malarstwa, cenna biblioteka. Po II wojnie światowej mieściła się tu szkoła z internatem, obecnie jest pusty i zdewastowany. Środek pałacu piętrowy, skrzydła parterowe, wszystko przykryte blachą. Z tyłu pałacu stoją ruiny zabudowań gospodarczych, a wszystko otacza zarośnięty park - było to piękne, szkoda, że niszczeje.

            Nieopodal stoi kościół pw. Św. Jerzego z XVIII wieku, obecny kształt uzyskał w 1897 roku. Jest niewielki drewniany, został odnowiony przez Radziwiłłów mieszkających w USA, wnuków właścicieli Połoneczki.

            Wnętrze kościoła piękne, takie przytulne, rozmawiamy z księdzem zastępującym proboszcza, który w tym czasie przebywa na wakacjach w Polsce. Jest Polakiem, pracuje już10 lat na Białorusi w parafii koło Prużan. Opowiada nam, że do Matki Boskiej w obrazie na głównym ołtarzu, modliły się matki i żony, kiedy mężowie byli na wojnie i po wojnie z tej miejscowości wrócili wszyscy. Kościół ten nigdy nie był zamknięty.

            Przed plebanią siostra zakonna z dużą grupą młodzieży przygotowuje ognisko. Aby przyjąć do siebie taką grupę musi pisemnie to zgłosić władzy lokalnej. Jak mówi siostra dla nich to normalna procedura, a nas bardzo dziwi.

            Stąd tylko rzut kamieniem do miejscowości Iszkołdź, gdzie znajduje się najstarszy murowany kościół na Białorusi. Spóźniliśmy się, bo ksiądz po Mszy św. zamknął kościół i odjechał przed chwilą. Z pomocą przyszedł starszy pan, który pokazał gdzie mieszka pani z kluczami od kościoła. Nasz autobus przywiózł ją i razem weszliśmy doniego.

            Gotycka, biała świątynia pw. Trójcy Przenajświętszej, malutka z grubymi murami, wewnątrz trzy nawy i maleńki chór - coś pięknego. Była już zamieniona na zbór kalwiński, później na cerkiew, a w 1969 roku przez władze komunistyczne zamknięta. Pani Maria Rybałtowska opowiada nam historię zamknięcia kościoła.

            Były to żniwa, wszyscy w polu pracowali, a tu podjeżdża pod kościół ciężarówka, żołnierze wynoszą z kościoła i ładują na ciężarówkę. Widziała to nauczycielka z pobliskiej szkoły i posłała dziecko w pole z wiadomością. Wszyscy jak stali ruszyli pod kościół, załadowana ciężarówka już ruszała, a wtedy ludzie rzucili się pod koła, nawet kobieta z małym dzieckiem na ręku (ta scena jest przedstawiona na witrażu). Wobec takiej determinacji i bohaterskiej postawy kobiet zrezygnowano z demontażu wyposażenia świątyni. Sprzęty zostawili, ale kościół zamknęli na 8 lat. Ludzie modlili się pod drzwiami kościoła, jeździli i pisali prośby do różnych władz o otwarcie kościoła, pisali nawet do Breżniewa, bez skutku i - jak wierzy pani Maria - listy nie dochodziły do Breżniewa. Podobno dopiero kiedy jakimiś drogami dotarli do jego żony - kościół pozwolili otworzyć.

            Na placu kościelnym są groby księży, między innymi proboszcza, który został zamordowany przez bolszewików w 1919 roku, a jego ciało znaleziono w studni na zamku w Mirze. Stoi też grota z kamieni polnych z figurą Matki Boskiej zbudowana w latach 80 tych.

            Wracamy do Nowogródka o godzinie 22.00, ledwo zdążyliśmy przed burzą i ulewnym deszczem.

 

 

07.08.2012 r. - wtorek

Nowogródek - Raków - Kuropaty - Krasnyj Bor

 

            Dziś wyjeżdżamy z gościnnego Nowogródka. Śniadanie jest wcześniej, bo o 7.00, bagaże są już w autobusie, a siostra Jeremia oprowadza nas po pomieszczeniach, gdzie dawniej mieszkały siostry. W dużym domu była szkoła, później sierociniec i przedszkole prowadzone przez siostry. Kiedy to Niemcy zabrali, 12 sióstr musiało się zmieścić tylko w małym domu. W chwili obecnej w dwóch pokojach zgromadzone są pamiątki po błogosławionych siostrach, a w dwóch pomieszczeniach jest piekarnia opłatków. Siostra Jeremia objaśniła nam cały proces wypieku - bardzo to ciekawe.

            Kiedy wyruszamy o godzinie 7.45 jest pochmurno, Po drodze pada deszcz, jedziemy przez Lidę na wschód do Rakowa. Przed II wojną światową Raków był miasteczkiem granicznym ze Związkiem Sowieckim, z bogatą historią. Teraz to wieś, nad którą górują dwie wieże pięknego kościoła z początku XIX wieku pw. Matki Bożej Różańcowej i św. Dominika.

            O godzinie 10.10 stajemy przed kościołem, rozpoczęła się właśnie Msza św. w przeddzień odpustu. Po wojnie kościół, za czasów komunistycznych, został zamieniony na magazyn nawozów sztucznych i kiedy oddano go na powrót w 1990 roku wewnątrz były tylko ślady po kołach traktorów i ściany do połowy wysokości przeżarte przez nawozy. Do stanu dzisiejszego został przywrócony dzięki ofiarności i pomocy parafian oraz dużej pomocy finansowej mieszkańców Trzcianki, którzy pochodzili z Rakowa i okolic. Jest duży i bardzo jasny, ozdobne freski, które zostały u góry ścian odtworzono do dołu, ołtarze podarowane z innych kościołów, stacje drogi krzyżowej, obrazy i figury były przechowane przez mieszkańców Rakowa, podłoga i ławki zrobione od nowa. Na wieży wisi dzwon przywieziony w 1994 roku autokarem z Polski, a został zrobiony ze składek byłych mieszkańców Rakowa i okolic z Trzcianki, Zielonej Góry, Koszalina i innych miejscowości, nawet z USA. Przed kościołem stoi biała figura błogosławionego Jana Pawła II i krzyż wiernie odtworzony, taki jaki stał przed wojną tylko bez napisu. Wszystko otoczone białym murem.

            Proboszczem jest ks. Dymitr Baryła, był kilka razy w Trzciance, ostatnio 24 czerwca br. uczestniczył w uroczystościach odpustowych - odprawił Mszę św. odpustową, wygłosił kazanie.

            Bernarda idzie w odwiedziny do swoich krewnych, Annę krewni zabierają do Mińska, a Elę ksiądz podwozi samochodem do Buzun pod Rakowem, pozostali udają się na cmentarz. Otoczony jest murem, a przy wejściu duża kaplica pw. Św. Anny, w której aż do swej śmierci w latach 60-tych odprawiał Msze święte ostatni ksiądz. Później ludzie nie mając księdza sami odprawiali nabożeństwa z ornatem położonym na ołtarzu.

            Po drugiej stronie drogi znajduje się cmentarz prawosławny, za nim studzienka z cudownym źródełkiem, z którego woda według wierzeń po obmyciu leczy oczy. Trzeci cmentarz to żydowski (XVIII-XX wiek), zdewastowany i zarośnięty, ale ogrodzony.

            W centrum Rakowa stoi czynna cały czas cerkiew prawosławna, po synagodze nie ma śladu, a do II wojny światowej mieszkańcy tych trzech wyznań żyli w zupełnej zgodzie.

            Ksiądz Dymitr zaprasza grupę na plebanię (funkcjonował tu za komuny szpital, oddane pomieszczenia były zupełnie zdewastowane), teraz jest pięknie odnowiona. Gościnny gospodarz raczy gości chłodnikiem i kawą z ciastkiem.

            Wyjeżdżamy z Rakowa o godzinie 13.30 i za pół godziny jesteśmy w Kuropatach pod Mińskiem. Przez wysoki sosnowy las prowadzi droga, między drzewami stoją krzyże katolickie i prawosławne, na niektórych tabliczki z nazwiskami i opaski biało-czerwone-białe, czyli białoruskiej opozycji. Na końcu stoi duży katolicki krzyż i napis: "Tu w leśnym masywie Kuropaty znajduje się ostatni przystanek ofiar masowych represji 1931-1941 pamięć o nich będzie żyć w naszych sercach". Jest to jedno z ośmiu miejsc na terenie Mińska masowych egzekucji dokonanych przez NKWD. Ilość ofiar przez władze jest utajniona, różne źródła podają od kilkudziesięciu tysięcy do ćwierć miliona.

            Jedziemy autostradą prowadzącą do Moskwy, płacimy dwa razy po 5 euro. O godzinie 18.55 zauważamy duży napis Rosija, więc wyjmujemy paszporty, ale jedziemy dalej i żadnej granicy ani kontroli nie ma. Jesteśmy już przed Smoleńskiem, po prawej stronie mijamy Katyń - tu będziemy jutro.

            Na przedmieściach Smoleńska, pół kilometra od drogi głównej, jest sanatorium Krasnyj Bor, gdzie mamy przenocować. Dochodzi godzina 19.40. Zegarki musimy przestawić o jedną godzinę do przodu. W lesie stoi całe mnóstwo piętrowych bloków, obskurne, z płatami odpadającego tynku. Nasi piloci poszli załatwiać formalności, trwało to bardzo długo, bo jak się później okazało, ktoś pomylił się i czekali na nas dopiero jutro.

            Wreszcie przydzielono nam lokum w jednym z bloków, pokoje dwu i trzy osobowe, też obskurne, łazienka z ruchomym kranem, jeden obsługuje i umywalkę i wannę. Dwie godziny temu była, jak mówią, wielka burza, nigdzie nie ma światła, więc nie będzie żadnego posiłku. Każdy pokój otrzymuje na wyposażenie jedną latarkę, przy której nie bardzo widać czy wanna jest brudna czy obita - coś strasznego.

            Dobrze, że z Trzcianki została zabrana lodówka z żywnością (na wszelki wypadek), więc zbieramy się w apartamencie pana kierowcy na kolacji. Jest to duży salon, z niego kręcone schody prowadzą do sypialni, ściany obite są wzorzystym bordowym materiałem, sufit kasetonowy - bogato. Znalazły się też świeczki i mimo tych różnych przeciwności losu, humor nam dopisuje. Późnym wieczorem zapaliły się lampy na zewnątrz i przez okno wpadało choć trochę światła.

 

 

08.08.2012 r. - środa

Krasnyj Bor - Katyń - Smoleńsk -  Witebsk

 

            Na śniadanie o godzinie 8.30 idziemy do jednego z bloków. Duża przeszklona jadalnia podają chleb (dużo), kosteczka masła, plaster żółtego sera i podkwaszoną kapustę. Później wjeżdżają ziemniaki i gotowana ryba (kapusta miała być chyba do tego dania, ale zjedliśmy ją wcześniej), na koniec herbata lub kakao do wyboru.

            Wyjazd opóźnia kleszcz, który przyczepił się do nogi Eli. Pielęgniarki chciały odesłać do szpitala, ale znalazł się lekarz, który bez trudu poradził sobie z tym maleńkim pajęczakiem. Opuszczamy Krasnyj Bor o godzinie 9.40 i za 10 minut jesteśmy już w Katyniu.

            Pierwsze co rzuca się w oczy to wspaniała cerkiew i trzy inne budynki, wszystkie w białym kolorze, ogrodzenia żeliwne, trawniki, krzewy, kwiaty, teren wyłożony płytkami. Po co tutaj cerkiew, kiedy obok leży 4.400 Polaków? To rosyjska metoda na odwrócenie uwagi.

            Przed bramą wisi flaga rosyjska i polska, dalej wagon jakim przewożono jeńców i na ziemi, z metalowych liter ułożony napis: POLSKI CMENTARZ WOJENNY KATYŃ. Ustawiona tablica w języku polskim, rosyjskim i angielskim informuje, że cmentarz został otwarty 28.07.2000 roku.

            Idziemy drogą przez las, wokół wysokie pnie sosen jak kolumny wznoszą się do góry, gdzie zielone czuby kołyszą się w takt wiatru i szumią cichutko. Z daleka dochodzi odgłos jakiejś maszyny - to pracownik odkurzaczem zbiera ze ścieżek spadłe igły sosnowe.

            Dochodzimy do ołtarza, jest metalowy, aż brązowy od rdzy. Za nim takiż sam krzyż i dwie olbrzymie tablice zapełnione imionami i nazwiskami leżących tu Polaków, między tablicami wisi dzwon. Przed ołtarzem leży mnóstwo wieńców i kwiatów, palą się znicze, my też zapalamy i odmawiamy różaniec za zmarłych. Jest tu też tablica z napisem: "W tym miejscu znajduje się poświęcony przez Ojca św. Jana Pawła II kamień węgielny pod budowę polskiego cmentarza wojennego w Katyniu", niżej krzyż żołnierski i dalej napis: "cierpieniu - prawdy, umarłym - modlitwę, w obliczu Boga Wszechmogącego rodacy 1995 r." Wyżej godło Polski i napis: "W hołdzie ponad 4.400 spoczywającym w lesie katyńskim Oficerom Wojska Polskiego jeńcom wojennym z obozu w Kozielsku zamordowanym wiosną 1940 roku przez NKWD - Naród Polski".

            Wokół leżą na ziemi olbrzymie metalowe krzyże - tak oznaczone są zbiorowe mogiły, tylko dwie mogiły są pojedyncze z napisami, leżą tu dwaj generałowie. Stoją obok siebie cztery kamienne tablice, a na nich krzyż katolicki, krzyż prawosławny, gwiazda Dawida i półksiężyc mahometan - tych wyznań byli leżący tu żołnierze. Wszystko otacza czworobok muru, na którym umieszczono w porządku alfabetycznym szczegółowe tablice: imię i nazwisko, stopień wojskowy, data i miejsce urodzenia. Cały teren cmentarza otacza metalowe ogrodzenie.

            Kiedy wracamy, zauważamy przy bramie leżącą na ziemi tablicę w języku rosyjskim: "Tutaj w maju 1943 roku hitlerowcy zlikwidowali więcej niż 500 radzieckich jeńców wojennych", a na niej czerwone goździki -nadal trwa kłamstwo.

            Stoją tutaj plansze ze zdjęciami z budowy cmentarza i uroczystości katyńskich. Jest również muzeum gdzie rozwieszone są zdjęcia pomników katyńskich w Polsce i Londynie. W gablocie wykopane przedmioty - łyżki, manierka, pędzel i maszynka do golenia, guziki i orzełki, polski mundur oficerski. Wszystkie podpisy w języku rosyjskim i angielskim, nie ma ani jednego słowa po polsku. Obok jest płatne muzeum, a w nim komunistyczne symbole i portrety sowieckich zbrodniarzy. Kiedy na parkingu, który graniczy z ogrodzeniem cerkwi z kubeczkami kawy przysiedliśmy na murku, ochrona brutalnie spędziła nas - pozostał niesmak.

Wracamy do Smoleńska, aby zapalić znicze na miejscu katastrofy polskiego samolotu. Wpierw skierowali nas do centrum miasta, gdzie stoi, jako pomnik samolot. Ten pomnik jest starszy i nie ma on nic wspólnego z tym, którym leciał prezydent Lech Kaczyński z ze swoją delegacją. Zawracamy na przedmieście i w pewnym momencie w zaroślach zauważamy lampy, jakie widzieliśmy w telewizji - to musi być tutaj, ale jak wjechać na miejsce. Informacje pracujących w pobliskich zakładach są tak sprzeczne, że dwa razy jeździmy tam i z powrotem. Wreszcie na stacji paliw dostrzegamy samochód milicyjny - oni powinni wiedzieć i rzeczywiście, każą nam zostawić autobus i pieszo pójść wyłożoną betonowymi płytami ścieżką za betonowym murem (żadnej tabliczki, żadnego oznaczenia).

Po przejściu około 200 metrów jest miejsce - kamień opasany biało - czerwoną wstążką i tablica po polsku i rosyjsku " Pamięci 96 Polaków na czele z Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej Lechem Kaczyńskim, którzy zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku" wokół wyłożone płytki i drewniany podest. Dalej krzyż drewniany z tabliczką: " Ofiarom tragedii 10 kwietnia 2010 roku Stowarzyszenie Rodzin". Obok krzyż brzozowy oraz kilka małych, kwiaty, flagi, znicze, przy dwóch złączonych brzozach stoi podest, są tam zdjęcia załogi samolotu, kwiaty, znicze. Widać siatkę taką jak przy autostradach, która otacza teren zarośnięty chaszczami (domyślamy się, że tutaj leżały fragmenty samolotu).

            Wydeptana ścieżka wśród zarośli wyprowadza nas w pobliże pasa startowego, wpierw wykoszona trawa, lampy, dalej betonowy pas, z boku widać stojące samoloty - żadnego ogrodzenia ani wieży, a wydeptana ścieżka biegnie na przełaj, widocznie ludzie skracają sobie drogę. Z tego miejsca widzimy, że samolot rozbił się 150 metrów na lewo i 200 metrów przed pasem startowym.

            Już z autobusu oglądamy Smoleńsk, w szczególności Kreml i Twierdzę Smoleńską. Zatrzymujemy się przy Soborze Uspienskim. Wysokimi schodami wchodzimy do przepięknej biało-zielonej cerkwi ze złotymi kopułami. To Uspienski Katedralny Sobór Bożej Matiery, a przy wejściu umieszczona tablica z tłumaczeniem brzmi: "300 lat od obrony Smoleńska przed Polakami 1609-1611". Wewnątrz kapiące złotem carskie wrota, duże obrazy na kolumnach, żyrandole, relikwiarz, ambona, wszystko bogato zdobione - piękne. W drodze powrotnej na schodach spotykamy młodą parę i gości składających im życzenia, zaśpiewaliśmy "Sto lat", które zostało bardzo życzliwie przyjęte.

            Wracamy na Białoruś, tutaj za rogatkami Smoleńska zatrzymuje nas nieoznakowany samochód, wchodzi para młodych ludzi, okazują identyfikatory i sprawdzają nasze paszporty. Kiedy nie ma granicy między Białorusią i Rosją, to funkcjonują lotne patrole sprawdzające u cudzoziemców ważną wizę rosyjską.

            O godzinie 18.00 dojechaliśmy do Witebska przed hotelem o tej samej nazwie. Tutaj na dalekim wschodzie Białorusi miasto i hotel jawią się nam pozytywnie - wszędzie widać nowoczesność. Mamy pokoje dwuosobowe z telewizorem, komfort. Obiad jest o godzinie 19.30, serwują przystawki, barszcz ukraiński, kotlet, ziemniaki - dużo tego i bardzo smaczne. Nieopodal hotelu jest duży market, więc robimy w nim zakupy, bo to ostatni nocleg na Białorusi. Bernardę Grzeszczak rodzina zabiera na noc do siebie, a reszta spaceruje po bardzo ładnym mieście.

 

 

09.08.2012 r. - czwartek

Witebsk - Połock - Głębokie - Dryświaty - Wilno

 

            Na śniadanie idziemy na godzinę 8.00. Poprzedniego dnia wieczorem mogliśmy sobie zamówić różne wersje śniadania, jednak kelnerzy pomylili dania i każdy zjadł to co dostał. Jeszcze chwilę zajęło nam zrobienie ostatnich zakupów i o godzinie 10.30 wyjechaliśmy z Witebska. Jedziemy na zachód, po drodze podziwiamy ozdobione białoruskimi ludowymi wzorami przystanki autobusowe - ładne.

            Połock - miasto nad rzeką Dziwną, zatrzymujemy się na jej wysokim brzegu o godzinie 12.15. Leży tu duży kamień wyjęty z wody 5 kilometrów stąd, na nim wykuty krzyż i napis "Boże chroń kniazia Borysa", datowany na I połowę XII wieku. Nieopodal na wysokim wzgórzu wznosi się przepiękny biały kościół świętej Zofii, zbudowany w latach 1044-1066. Obecny kształt był nadany w latach 1738 - 1750. Do środka można wejść tylko za biletami - to muzeum historii architektury.

            Już z samochodu oglądamy czynny kościół, czerwony gotyk, a z nim kolegium jezuickie z połowy XVIII wieku. Pierwszym rektorem był ks. Piotr Skarga. Atrakcją Połocka jest drewniany parterowy dom z 1692 roku, w którym przez jeden miesiąc 1705 roku mieszkał car Piotr I. Jest bardzo zniszczony i wymaga remontu.

            Wyjeżdżamy o godzinie 13.30. Po drodze zatrzymujemy się w miejscowości Głębokie, gdzie przy kościele franciszkańskim stoi dom zakonny Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Elżbieta odwiedza pracującą tu siostrę Dorotę Janczewską pochodzącą z Kuźnicy Czarnkowskiej. Przez 12 lat pełniła funkcję Matki Generalnej Zgromadzenia i przebywała w Brazylii, później pracowała w Warszawie, obecnie na emeryturze pracuje na Białorusi. Chwila rozmowy przy filiżance kawy i już trzeba jechać dalej, bo Edwin sprawił nam niespodziankę.

            Zamiast jechać już prosto do Wilna, udajemy się na północ, gdzie u zbiegu trzech granic - białoruskiej, litewskiej i łotewskiej - leży wieś Dryświaty. Pracuje tutaj ksiądz Czesław Hałgas MS, który od 1979 r. był wikariuszem w Trzciance, a w latach 1980-1985 był proboszczem. Powiadomiony telefonicznie ksiądz Czesław czekał na nas przed kościołem i zaprosił nas na Mszę św. o godzinie 18.00. Przed nami na niewielkim wzgórku stoi przepiękny drewniany kościół, pierwszy został ufundowany w 1514 roku, obecny powstał w latach 1927 - 1929 w stylu modernizmu białoruskiego. Był czynny do 1945 roku, później niszczał i w 1955 roku został zamknięty i ograbiony. Kiedy w 1990 roku przyszli tu księża saletyni, wewnątrz kościoła rosły brzozy, teraz białe deski jeszcze jakby pachniały świeżością. Kościół jest pw. śś Piotra i Pawła. W ołtarzu znajduje się kopia obrazu "Pokłon Trzech Króli", a oryginał znajduje się w muzeum w Mińsku.

            W czasie Mszy św. czytanie po białorusku (wierni - jest ich kilka osób), reszta po polsku. Do parafii należą jeszcze trzy kaplice, więc ksiądz odprawia dwie Msze w sobotę i trzy w niedzielę. Pierwszym proboszczem był tutaj ksiądz Zenon Szcząchor MS, później ksiądz Józef Błażej MS, a od Niedzieli Palmowej 2011 r. ksiądz Czesław, który w Polsce przeszedł na emeryturę i przyjechał tu do pracy. Musiał zrezygnować z gospodyni, a utrzymuje się dzięki swojej emeryturze.

            Zaprasza nas do plebanii na herbatę, gdzie przy pomocy pani Leokadii (była gospodynią u księdza Błażeja) z naszych produktów przygotowujemy kolację. Edwin zaprasza księdza Czesława w kwietniu przyszłego roku na 30-lecie powstania Biblioteki Parafialnej - ksiądz Czesław był inicjatorem tego przedsięwzięcia. Przy rozmowie szybko płynie czas i o godzinie 20.15 wyjeżdżamy z Dryświatów.

            Na granicy z Litwą jesteśmy o godzinie 22.45 i dopiero pół godziny po północy możemy jechać dalej, do Wilna przyjechaliśmy o godzinie 1.30. Ecotel Vilnius gdzie zamieszkaliśmy to już bardzo wysoki standard. Niektórzy z nas pierwszy raz otwierają drzwi do pokoju za pomocą karty, pokoje dwuosobowe - komfort. Zjeżdżamy do restauracji, bo jeszcze czekają na nas z obiadem - barszcz ukraiński zabielany śmietaną, kurczak, ryż surówka, do tego kawa, herbata i ciasto - dużo tego, a jest już prawie 2.00.

 

 

10.08.2012 r. - piątek

Wilno - Troki -Wilno

 

            O godzinie 9.00 spotykaliśmy się na śniadaniu. Jest "szwedzki stół" i potrawy bardzo różnorodne. Zaopatrzeni w kanapki na cały dzień jedziemy w miasto.

            Pogoda nieszczególna, co chwilę pada deszcz. Zatrzymujemy się na parkingu przy katedrze pw. św. Stanisława. Wspaniała biała budowla, na jej szczycie figury św. Heleny z krzyżem w ręku, św. Stanisław i św. Kazimierz. Obok stoi potężna dzwonnica. Za komuny mieściło się w katedrze muzeum religii i ateizmu, a teraz piękna, jaka była do 1939 roku. Szczególny zachwyt wzbudza kaplica św. Kazimierza, barokowy przepych wypełnia każdy centymetr - srebrny relikwiarz, marmurowy, obrazy - to trzeba zobaczyć. Za głównym ołtarzem katedry znajduje się niewielkie wejście do krypty odkrytej w 1931 roku, gdzie są trumny Aleksandra Jagiellończyka i żon Zygmunta Augusta - Elżbiety Habsburżanki i Barbary Radziwiłłówny, niestety wejście tylko z przewodnikiem.

            Idziemy ulicami Wilna, mijamy dawny Pałac Biskupów gdzie obecnie jest siedziba Prezydenta Litwy, dalej budynek Ambasady Polskiej. Dochodzimy do Uniwersytetu Wileńskiego im. Stefana Batorego, tutaj również wejście za biletami. Zaglądamy jedynie na dziedziniec.

            Mijamy dom przy ulicy Zamkowej 22 z tabliczką: "Z tego domu wyjechał w dniu 6.11.(21.10.) 1824 roku zesłany do Rosji A. Mickiewicz opuszczając Wilno na zawsze". Kościół św. Kazimierza z tabliczką: "W tej świątyni w katach 1624-1630, 1646-1652 służył Bogu i ludziom św. Andrzej Bobola".

            Wilno jest piękne, kręte ulice, odnowione budynki, dużo zieleni, często spotyka się ogródkowe kawiarenki. Zbliżamy się do najważniejszego dla każdego Polaka miejsca - Ostrej Bramy. Już z daleka, z ulicy widać złocisty obraz Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia. Wchodzimy długimi schodami do kaplicy, której ściany zapełnione są wotami i mamy szczęście, bo za chwilę o godzinie 12.00 rozpoczyna się Msza św. po polsku. Przez otwarte okno dobiega daleki gwar miasta, a tutaj cisza, taki spokój, ukojenie i tylko unosi się intensywny zapach białych lilii z bukietów. Jeszcze tylko zakup dewocjonaliów, pamiątek i ruszamy dalej.

            Klasztor Bazylianów - było tutaj więzienie gdzie w latach 1823-1824 osadzony był Adam Mickiewicz. Cela Mickiewicza stała się " celą Konrada". Tu powstała Wielka Improwizacja z III części "Dziadów". Przez kratę w drzwiach widzimy niewielkie pomieszczenie z łóżkiem, stołkiem dzbanem i miską. W przedsionku na planszach przedstawiono przesłuchanie Mickiewicza (lat 24 szlachcic) w procesie filomatów i filaretów w formie pytań i odpowiedzi. Są też zdjęcia poety i innych więźniów.

            Polski kościół św. Ducha przy ulicy Dominikańskiej 8 to przepiękna barokowa świątynia. W 1934 roku umieszczono tu obraz Jezusa Miłosiernego namalowanego przez Eugeniusza Kazimierowskiego pod dyktando św. Faustyny. Był tu do 2005 roku, kiedy to władze kościelne (mimo protestów Polaków) przeniosły do utworzonego Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w kościele św. Trójcy. To kilka domów dalej, ale kościół jest za mały, za ubogi do tak znanego obrazu (motywacją przeniesienia było, że obraz nie jest tylko własnością Polaków, ale całego świata).

            Nasz spacer po Wilnie przerywa co jakiś czas krótki, ale rzęsisty deszcz. Wtedy ratuj się kto może, dobra i wiata na przystanku autobusowym.

            Jedziemy do oddalonej o 20 kilometrów miejscowości Troki, położonej nad dużym jeziorem. Na miejscu jesteśmy o godzinie 17.00. Drewnianym pomostem przechodzimy na wyspę, gdzie stoi pięknie odrestaurowany zamek z XIV i XV wieku, siedziba księcia Witolda. Zaglądamy tylko na dziedziniec i obchodzimy zamek dookoła. Z tyłu zamku wysoko na ścianie umieszczona jest ówczesna "sławojka" (pierwszy raz widzimy taki potrzebny przybytek). Na brzegu, żeruje całe mnóstwo kaczek i z tej strony w całej okazałości prezentuje się piękny biały pałac Tyszkiewiczów, stojący nad brzegiem jeziora. Tutaj mieszkała Hanka Ordonówna, kiedy została hrabiną Tyszkiewiczową.

            Wracamy na stały ląd między kramy z pamiątkami oraz tatarskie i karaimskie restauracje (Tatarzy i Karaimi w XIV wieku zostali sprowadzeni na Litwę). Wchodzimy do jednej gdzie podają kibini, tradycyjną potrawę karaimską - pieczony w piekarniku duży pierożek nadziany jagnięciną, serem lub konfiturą. Jest bardzo smaczny, kosztuje 7 litów tj. około 8 PLN. O godzinie 19.40 wracamy do Wilna i zatrzymujemy się przy cmentarzu na Rossie. Najpiękniejszy wileński cmentarz powstał w 1800 roku, częściowo zniszczony za komuny. Na zalesionych pagórkach stoją przepiękne nagrobki. Przed murem, na oddzielonym i ogrodzonym terenie jest kwatera polskich żołnierzy poległych w latach 1919 1920. Na środku, pod granitową płytą pochowana została matka Józefa Piłsudskiego Maria i serce Marszałka. Grób powstał w 1936 roku, na płycie umieszczono cytaty z poematów Słowackiego. Na Rossie są groby znanych Polaków m.in. Joachima Lelewela, Władysława Syrokomli.

            Zapada już zmierzch, a my wchodzimy na górę trzykrzyską, na szczycie której stoją trzy białe krzyże, to znak szczególny Wilna. Pierwsze drewniane stanęły w XVII wieku, kiedy runęły w 1869 roku władze carskie nie pozwoliły postawić nowych. Dopiero w 1916 roku zbudowano betonowe, a w 1951 roku zostały wysadzone w powietrze przez władze sowieckie. Obecne stoją od 1989 roku i z platformy widokowej rozciąga się wspaniały widok na oświetlone już w tym czasie miasto - przepiękna panorama.

            Wracamy do hotelu, część osób wychodzi aby pospacerować po wieczornych ulicach, zaczyna się nocne życie litewskiej metropolii.

 

 

11.08.2012 r. - sobota

Wilnom- Iława - Trzcianka

 

            Już po śniadaniu pakujemy się do autobusu i o godzinie 9.00 odjeżdżamy. Ranek jest chłodny, mży deszcz, ale kiedy jesteśmy na granicy robi się pogodniej, a im dalej na zachód tym cieplej. W Iławie zatrzymujemy się w domu siostry Jadwigi Witkowskiej, gościnna gospodyni częstuje kawą i ciasteczkami.

Turyści mówią, że kiedy wraca się z podróży do domu to jakoś szybciej ubywa drogi, nam się też tak wydaje. Około godziny 22.30 jesteśmy w Trzciance na parkingu za plebanią, wszyscy cali i zdrowi. Żegnając się życzymy sobie następnego takiego wyjazdu.

 

W czasie kontaktów z Polakami i parafiami na Białorusi np. w Wawierce, Nieświeżu, Rakowie i Nowogródku zostały przekazane książki, płyty CD, taśmy magnetofonowe oraz setki egzemplarzy "Miłujcie się" w języku polskim i rosyjskim, otrzymane na ten cel z Redakcji "Miłujcie się" w Poznaniu.

 

 

Elżbieta Żydowicz